Jednym z licznych objawów pańszczyźnianego kompleksu jest ambiwalentny, żeby nie powiedzieć schizofreniczny, stosunek do pieniędzy. Objawiający się skrajną niechęcią do ich wydawania i równoczesnym pragnieniem życia w luksusach. Krótko mówiąc – urojeniami o kwitnącym państwie bez podatków i potężnym biznesie bez inwestycji w rozwój.

Na początek, jak zawsze, kilka zdań z cyklu „jak to drzewiej bywało”. Otóż władająca dawną Polską szlachta chorobliwie wręcz brzydziła się handlem, rzemiosłem czy – mówiąc szerzej – gospodarką opartą na kapitale. Za nic nie chciała płacić podatków, zajadle broniła się przed jakimikolwiek reformami i przez klika stuleci kurczowo trzymała nieefektywnych folwarków oraz darmowej pracy chłopów.

Równocześnie kochała jednak luksusy, wystawne dwory i stanowiska. Efekt był niestety taki, że magnackie pałace, owszem, miały się całkiem nieźle, ale instytucje państwa, miasta i same folwarki ulegały stopniowemu rozkładowi. I nikt jakoś nie widział w tym poważniejszego problemu. Dopóki ten czy inny szlachcic miewał się względnie dobrze, wszystko było w porządku. Podobna skłonność do życia ponad stan udzielała się też chłopom. Częściowo wynikała z bezrefleksyjnego naśladownictwa, o którym pisałem już kiedyś w tekście pt. Żyć jak Pan, czyli mokry sen Homo folvarkensis. Miała też swoje umocowanie w pańszczyźnianej biedzie, przez którą oszczędzanie było odruchem przetrwania.

Analogiczne postawy towarzyszą nam niestety do dzisiaj, bo większość współczesnych Polaków też chciałaby wysokiego poziomu życia, ale za nic nie chce zauważyć związku między wydatkami, a jakością usług publicznych czy tempem rozwoju gospodarczego. Dowiodło tego m.in. badanie Instytutu Finansów, które pokazało, że choć 54 proc. ankietowanych oczekuje zaangażowania państwa w rozwiązywanie problemów społecznych, to równocześnie 61 proc. sprzeciwia się płaceniu na ten cel podatków.

I trzeba przyznać, że w tej paradoksalnej filozofii jesteśmy dość konsekwentni, bo do sponsorowania fiskusa podchodzimy raczej oszczędnie. Już widzę reakcję niektórych z Was, ale spójrzcie proszę na liczby, które mówią sama za siebie. Otóż wbrew powszechnemu marudzeniu, daniny na rzecz państwa wcale nie są w Polsce jakoś zabójczo wysokie. Średni udział podatków i składek społecznych w PKB państw Unii Europejskiej wynosił w roku 2023 40 proc., podczas gdy w naszym kraju wartość ta sięgała 36 proc. Różnica niby niewielka, ale efekty widać niestety w niektórych państwowych wydatkach. Na ochronę zdrowia Polska przeznaczyła w 2023 roku ok. 6,7 proc. PKB przy unijnej średniej wynoszącej 10,2 proc. Wydatki na badania i rozwój wyniosły z kolei odpowiednio 1,5 i 2,2 proc. PKB. Bardzo podobnie wypadamy pod tym względem także na tle państw OECD. W tym przypadku średnia dla obu kategorii wyniosła 10,9 i 2,7 proc.

Przeczytaj też: Polska? A co to takiego?

Skoro zatem nie chcemy wydawać na państwo, to może wolimy inwestować w biznes? Niestety, mam złą wiadomość. Przeprowadzone przez PARP badanie innowacyjności polskich przedsiębiorstw pokazało, że w 2022 roku nowe rozwiązania i technologie wprowadzało u siebie zaledwie 13,2 proc. rodzimych firm. Z kolei w europejskim rankingu innowacyjności, analizującym m.in. inwestycje firm w badania i rozwój czy współpracę biznesu z instytucjami nauki, Polska – wśród 27 państw – uplasowała się na miejscu 23.

Przeczytaj też: Jakoś to będzie!

Jeśli zatem oszczędzamy na podatkach i rozwoju biznesu, ewidentnie musimy stawiać na wynagrodzenia i rewelacyjnie zarabiać, prawda? Odpowiedź pewnie sami znacie najlepiej, ale i w tym przypadku pozwólmy przemówić liczbom. W 2023 roku średnie roczne dochody pracowników zatrudnionych w pełnym wymiarze czasu pracy wyniosły w Unii Europejskiej 37 900 euro. Polska, z wynikiem 18 054 euro, znalazła się w zestawieniu na zaszczytnym, piątym miejscu od końca.

Zastaw się, a postaw się!

Co zatem dzieje się z tymi wszystkimi zaoszczędzonymi pieniędzmi? Beztrosko je przejadamy. Według Eurostatu, średnia wartość środków przeznaczanych przez unijne gospodarstwa domowe na konsumpcję sięgnęła w 2023 roku poziomu 52,17 proc. PKB. W przypadku państw OECD wskaźnik ten wyniósł z kolei 53,5 proc. Tymczasem analogiczne dane dla Polski to odpowiednio 62,8 proc. i (tutaj wartości tylko z czwartego kwartału 2023) 59,7% PKB. Jak widać nie mamy najmniejszego problemu, aby wydawać równie dużo lub nawet więcej niż znacznie od nas zamożniejsi Skandynawowie czy Holendrzy. Kto bogatemu zabroni?

Oczywiście nikt, bo i w dążeniu do wygodnego, dostatniego życia nie ma przecież nic złego. Problem w tym, że to dążenie nosi znamiona iście staropolskiej rozrzutności. Liczy się w nim wyłącznie rozmiar chałupy i liczba samochodów w garażu, brakuje natomiast troski o dobro wspólne i losy przyszłych pokoleń. Balujemy lub bardzo chcemy balować jak magnaci i wciąż jest nam bliska filozofia „zastaw się a postaw się”. Historia już nam kiedyś pokazała, że to bardzo ryzykowna droga.


Pisząc ten artykuł korzystałem z następujących źródeł:

1. Jan Śpiewak,Patopaństwo. O tym, jak elity pustoszą nasz kraj. Warszawa 2025
2. Instytut Finansów, Barometr opinii społecznej w zakresie podatków i wydatków publicznych 2022/2023
3. Eurostat, Tax revenue statistics
4. Eurostat, Government expenditure on health
5. Eurostat, Annual full-time adjusted salary in EU grew in 2023
6. Komisja Europejska, European Innovation Scoreboard 2024
7. Eurostat, Final consumption expenditure of households, by consumption purpose
8. PARP, Monitoring innowacyjności polskich przedsiębiorstw. Wskaźnik dojrzałości innowacyjnej – 2023
9. OECD, Revenue Statistics 2024
10. OECD, Main Science and Technology Indicators (MSTI)
11. OECD, Health at a Glance 2023

Strona głównaHistoriaKto bogatemu zabroni?

5/5 - (2 votes)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *