Produkuję się na temat pańszczyźnianego kompleksu już od kilku miesięcy i nadszedł czas, abym się w końcu do czegoś przyznał. Otóż cała ta moja pisanina… w ogóle nie jest odkrywcza.
Temat folwarcznej mentalności funkcjonuje w polskiej publicystyce od dawna i poruszany był już przez wielu historyków, socjologów oraz dziennikarzy. W kilku kolejnych wpisach chciałbym więc krótko omówić ich prace oraz podsumować płynące z nich wnioski. A te ostatnie, mimo pewnych różnic, potrafią być do siebie zadziwiająco podobne.
Jedną z postaci, które podjęły ten temat najwcześniej był współtwórca polskiego ruchu ludowego, Jakub Bojko. Swoje obserwacje Bojko spisał m.in. w broszurze pt. Dwie dusze. Sporo ciekawych przemyśleń znaleźć można również w zbiorze pt. Pisma i mowy. Co szczególnie ważne, obie publikacje ukazały się po raz pierwszy w roku 1904, czyli zaledwie kilkadziesiąt lat po zniesieniu na ziemiach polskich pańszczyzny. Powstały zatem jeszcze za życia pokolenia, które osobiście doświadczyło poddaństwa.
Zniewaga i upokorzenie
Jakub Bojko miał więc bardzo aktualny obraz tego, czym w istocie była pańszczyzna. Pisał o niej tak:
Za czasów pańszczyźnianych chłop pracował i cały tydzień, nieumyty, nieuczesany, z kołtunem na głowie, w lichej odzieży, o lichej strawie. Niewiele się troszczono, czy był w kościele, czy nie, byle tylko pańskie odrobił i powinności kościelne wiernie pasterzom swoim oddawał. Nie myślał też chłop o niczem w święcie, tylko o robocie pańszczyźnianej. Nie mogła go nic obchodzić polityka, zmiana rządów i panujących. To nie dla niego było. Chłop miał pracować – jemu kazano w niskiej pokorze orać, zbierać i znów orać. A gdy mu się już cierpliwość wyczerpała, poszedł do karczmy i tam starał się utopić swoje strapienia, a upiwszy się nucił: „nie boję się pana, ani ekonoma, odrobiłem pańskie, będę siedział doma.
I dalej:
I płynął tak wiek po wieku – chłop milczał, jak grób. Jemu zdawało się, że tak być musi, że to już z dawien dawna taka postanowa. Był zadowolony, czy nie był, ale nie wolno się było pożalić na pana – a jeśli kto chciał, to się musiał podług ustawy – przed nim samym na niego żalić.
Najbardziej oczywistym efektem takiego żywota było powszechne wśród ludu poczucie krzywdy. Bojko opisał je słowami:
W chłopie do dnia dzisiejszego mieszka poczucie zniewagi. Chłop musiał być przymusowym robotnikiem dworu, jakby niewolnikiem, lub bydlęciem roboczem, które do roboty zaprzęgano (….) dla tego ten chłop jeszcze dziś, gdy staje przed panem, jakby tę wyższość szlachcica jeszcze widział, zaliczając siebie do rzędu istot upokorzonych.
I taką właśnie postawę autor nazwał zwycięstwem duszy pańszczyźnianej. Termin też można uznać za jedną z pierwszych w polskiej publicystyce prób zdefiniowania mentalności ukształtowanej przez stulecia poddaństwa i folwarcznych relacji społecznych.
Zabiła w chłopie człowieka
Rozwijając pojęcie duszy pańszczyźnianej Jakub Bojko posłużył się bardzo zgrabną metaforą:
W nas pokutuje dusza bardzo starej brzydkiej pani, która zmarła w roku pańskim 1848, a zwała się pańszczyzną. Pani ta trzymała w niewoli strasznej przeszło 400 lat całe nasze chamskie plemię i zabiła w chłopie człowieka, a zrobiła po prostu grat, maszynę, z którą to można było zrobić, co ta pani chciała. A gdyby, broń Boże, ten chłop chciał się coś lekutko sprzeciwić, ta pani miała sposób, aby to jemu, jego dzieciom i wnukom wybić z głowy na cale sto lat.
Jaki sposób miał na myśli ludowiec? Otóż jego zdaniem istnienie duszy pańszczyźnianej miało konsekwencje znacznie gorsze od samego upokorzenia. Według autora, pańszczyzna zniszczyła w ludziach poczucie własnej wartości i wdrukowała w umysły bierność oraz chorobliwą wręcz służalczość. Cechy te Bojko obserwował niestety także u osób, które już po zniesieniu poddaństwa zdobyły wykształcenie i zapewniły sobie awans społeczny:
Ta groza pańszczyzny tak weszła w krew ludu, że się to po dziś dzień odbija na nim w rażący sposób, a to nie tylko na prostym ludzie, ale nawet na tych jego synach, którzy zajęli, dzięki szkołom, i wysokie stanowiska nawet. Duch pańszczyzny, duch niewolniczy, tkwi w nas wszystkich (…)
Ale cóż, kiedy ty luboś taki zuch i wolny, niezależny gospodarz, nie możesz się zdobyć na odwagę, bo ci nie da dusza niewolnicza – pańszczyźniana, a zobaczywszy nawet policjanta, nawet kościelnego języka w gębie zapomniałeś i blagujesz ludzi, na swoją i ich szkodę. A cóż gdy wstępujesz np. do jakiego wyższego urzędnika, świeckiego czy duchownego. Dusza twoja ucieka ci aż w pięty, a ta druga pańszczyźniana robi z ciebie cielę, bałwana, który wtedy gnie się w pas, jak niewolnik, i nie tylko że sobie nic tem dobrego nie zrobi, ale sprawę nieraz własnych braci – za darmo sprzeda…
Zapomni, iż z chaty wyszedł
Pisząc „sprawę nieraz własnych braci – za darmo sprzeda” Bojko miał na myśli jeszcze jeden z objawów duszy pańszczyźnianej, a mianowicie odreagowywanie swoich krzywd na innych. I to wcale nie na sprawcach wyzysku, czyli wciąż licznym w 1904 roku ziemiaństwie, ale na… przedstawicielach własnego stanu:
Chłopski syn na urzędzie jest po większej części gorzej usposobiony dla chłopa, niż szlachcic, na takimże urzędzie będący. Dla tego Bogiem a prawdą, ja się tam nie tak bardzo cieszę, gdy widzę, że ktoś z chłopów wysoko się wspina, bo czuję, że on zapomni, iż z chaty wyszedł.
Kto przeważnie jeść daje i podtrzymuje naszą chłopską biedę? Chłopi. Kto nam zagradza drogę do szczęścia możliwego? My. Kto pracuje nad czyjem dobrem, a nie nad swojem? My. Kto nam najbardziej zazdrości, abyśmy się niczego lepszego nie dorobili? My. Kto jest wrogiem sam ego siebie? Chłop. Kto w danym razie najzawzięciej uderzy na chłopa? Tylko chłop. Gdzie początek biedy chłopskiej? Na wsi. Kto chce, żeby stara bieda nas gniotła? My. Oj, tak, nikt, tylko my. My sami koło dla siebie robimy i sami się w niego wplatamy.
I powiedźcież, bracia, czy chłop nie sam pracuje na swą niekorzyść i czy my nie są po większej części winni swej biedzie? Skąd my możemy żądać, aby kto dla nas dobrze zrobił, skoro my sobie sami źle robimy?
Wolna dusza musi zwyciężyć pańszczyźnianą?
Mimo psychicznego spustoszenia, jakie pańszczyzna poczyniła w umysłach chłopów, Bojko był jednak optymistą. Święcie wierzył, że dusza pańszczyźniana skazana jest na nieuchronną zagładę, a kolejne generacje uwolnią się z mentalnych kajdan:
Jak czasy czarownic, boginek, kołtunów minęły bezpowrotnie dla nas, tak samo panowanie duszy pańszczyźnianej minęło na wieki wieków, i praw swych, udzielonych nam nawet przez rząd austriacki, bronić będziemy i musimy.I nie może być inaczej, tylko wolna dusza musi zwyciężyć pańszczyźnianą, choćby sobie ta ostatnia nie wiem jakich środków używała. Chłopi pańszczyźniaki starzy wymrą, a młodzi, którzy dziś sami nie wiedzą, co w trawie piszczy, przekonają się, że im Pan Bóg na to dal oczy przed sobą, aby szli naprzód. I gdyby Bóg chciał, abyśmy się w tył cofali, toby nam choć jedno, jakie takie oko w tyle głowy umieścił.
Miał rację? Bez wątpienia współczesne stosunki społeczne są o niebo bardziej cywilizowane od tych, jakie panowały na ziemiach polskich w roku 1904. Z tym zwycięstwem wolnej duszy byłbym jednak ostrożny, bo mentalny folwark tkwi w nas nawet dzisiaj i wciąż potrafi bardzo skutecznie zatruwać relacje międzyludzkie. Na spełnienie nadziei Jakuba Bojko będziemy więc musieli trochę jeszcze poczekać, ale ja też jestem dobrej myśli.
Pisząc ten artykuł korzystałem z następujących źródeł:
1. Jakub Bojko, Dwie dusze. Kraków 1904.
2. Jakub Bojko, Pisma i mowy. Lwów 1904.