Podobno Polacy mają opinię ludzi pracowitych. To miło. Obawiam się jednak, że często nasz stosunek do pracy bardziej przypomina obsesję, niż zwykłe zarabianie pieniędzy. I jednym ze źródeł tego chorobliwego stanu jest pańszczyźniana przeszłość.
Według danych Eurostatu z 2023 roku, Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy. Każdego tygodnia obowiązkom służbowym poświęcamy średnio 39,3 godziny i wyprzedzają nas pod tym względem tylko dwa kraje – Grecja (39,8 godziny) i Rumunia (39,5 godziny). Na drugim biegunie europejskich statystyk znalazły się z kolei: Holandia (32,2 godziny), Austria (33,6 godziny) oraz Niemcy (34 godziny).
Jeszcze ciekawsze wyniki przyniosło ubiegłoroczne badanie Polskiego Instytutu Ekonomicznego, zgodnie z którym pracujemy nawet 40,4 godziny tygodniowo. To drugi najwyższy wynik w UE, a „lepsza” od nas okazała się tylko Grecja, gdzie pracy poświęca się 41 godzin. Według badania PIE, unijna średnia wynosi 37,4 godziny, a najmniej zarobieni są Holendrzy (33,2 godziny), Niemcy (35,3 godziny) i Duńczycy (35,4 godziny).
![](https://panszczyzna.pl/wp-content/uploads/2024/07/button-dark.jpg)
Dlaczego pracujemy tak dużo? Odpowiedzi jest co najmniej klika. Niektórzy twierdzą, że tyramy, ponieważ jesteśmy „społeczeństwem na dorobku”. Inni podnoszą argument niskich wynagrodzeń, przez które wielu ludzi musi zasuwać w nadgodzinach lub na kilku etatach. Częste są też głosy mówiące o niskiej innowacyjności i wydajności polskich przedsiębiorstw. W każdej z tych opinii tkwi na pewno sporo racji, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną przyczynę. Wynikającą oczywiście z folwarcznych zaszłości.
Ile pracował chłop pańszczyźniany
O tym, że los dawnych włościan był, dyplomatycznie mówiąc, raczej ciężki, wiemy wszyscy. Prawdziwy obraz chłopskiego piekła staje się jednak w pełni widoczny dopiero wtedy, gdy podliczymy, ile rzeczywiście pracowali nasi przodkowie.
![](https://panszczyzna.pl/wp-content/uploads/2024/07/Przycisk_buycoffee1-1.png)
W XV wieku, czyli w początkowym okresie kształtowania się w Polsce systemu folwarcznego, wymiar pańszczyzny wynosił jeden dzień w tygodniu. Tyle czasu chłop musiał poświęcić na darmową pracę na rzecz właściciela majątku ziemskiego. Wraz z upływem czasu wartość ta systematycznie rosła i w wieku XVI osiągnęła poziom 2-3 dni tygodniowo. W kolejnym stuleciu było to już nawet 5 dni w tygodniu, ale prawdziwe szczyty pańszczyzna zdobyła dopiero w wieku XVIII. U kresu istnienia Rzeczpospolitej chłop musiał pracować na swego pana 7, 10 lub nawet 16 dni w tygodniu! Jak to możliwe? Otóż szlachecka arytmetyka zakładała, że zobowiązania wobec dworu mogą przecież wypełniać wszyscy członkowie chłopskiej rodziny, włącznie z kilkuletnimi dziećmi i sędziwymi starcami. Jeśli ktoś był w stanie chodzić, mógł też pracować. Nie przywiązywano się także do słowa „dzień”, bo pracę na pańskim dało się przecież wykonywać także nocami.
Przeczytaj też: Dlaczego folwark był (i jest) słabym biznesem
Na tym jednak nie koniec, bo przymusowa praca na rzecz właściciela folwarku stanowiła tylko jedno z chłopskich zobowiązań. Włościanie musieli również harować na Kościół i na państwo. Wszystko to oczywiście za darmo, bo dwór, pleban i korona zagarniały od 50 do nawet 97 proc. wartości chłopskich dochodów. Ale i to było mało! Nasi przodkowie zmuszani byli także do wypełniania licznych świadczeń dodatkowych, niewliczanych do regularnej pańszczyzny. Były to na przykład tzw. darmochy, polegające na tym, że w okresie żniw pan mógł w każdej chwili oderwać chłopa od pracy w polu i nakazać mu wykonanie dowolnej innej roboty. Powstałe w ten sposób zaległości trzeba było oczywiście odpracować.
Jak? To już było zmartwienie włościan. Pana nie interesowało, że darmochy potrafiły pochłaniać nawet 30 dni w roku. Do listy dodatkowych obowiązków wliczały się również szarwarki (prace przy melioracji, naprawy dróg i mostów), stróże (nocne warty pełnione w folwarku) czy podwody (usługi transportowe). Jak widzicie, chłop pańszczyźniany właściwie nie znał pojęcia czasu wolnego. Praca na rzecz dworu zajmowała mu większość życia, a jeśli nawet trafiła się jakaś przerwa od pańszczyzny, musiał walczyć o własne przetrwanie. Mówiąc krótko – chłop pracował cały czas. Od wczesnego dzieciństwa, aż do chwili, kiedy wyzionął ducha.
I tak nam zostało do dzisiaj
Ta niekończąca się harówka odcisnęła ogromne piętno na polskiej mentalności. Nawet dzisiaj, ponad półtora wieku po zniesieniu pańszczyzny i w zupełnie innej już rzeczywistości, tkwią w nas chore mechanizmy autokatowania się pracą i bezwzględnego wykonywania wszystkich poleceń. Wbrew prawu, własnym interesom i kosztem zdrowia. Zrealizowane przez Hays Polska badanie wykazało, że nadgodziny wyrabia w naszym kraju aż 85 proc. pracowników i 92 proc. liderów zespołów. Do tego doliczyć trzeba jeszcze wiecznie niewykorzystane urlopy, odbierane w środku nocy telefony czy weekendy spędzone przy odpisywaniu na maile. Dla niektórych presja na wynik i praca w czasie prywatnym są wręcz osobistą obsesją. Czasem można to tłumaczyć pracoholizmem lub chorą ambicją, swoje robi też oczywiście nacisk ze strony firm. Trudniej już jednak zrozumieć, dlaczego wielu ludzi traktuje pracę ponad siły zupełnie obojętnie.
![](https://panszczyzna.pl/wp-content/uploads/2024/12/panszczyznapl_krotka-historia-kultury-zapierdolu-1024x658.jpg)
Potwierdzeniem takiej postawy niech będzie powszechna w naszym kraju niechęć do związków zawodowych. Poziom uzwiązkowienia pracowników wynosi u nas ok. 10-15 proc. zatrudnionych, podczas gdy średnia dla całej UE to około 23-25 proc. W krajach skandynawskich, dla wielu krainie marzeń, do związków zawodowych należy nawet 60-70 proc. pracowników. Tymczasem u nas związki kojarzą się negatywnie, bo do głowy mamy wbite, że w pracy musi być ciężko i nic z tym zrobić nie można. Efekt? Mniej lub bardziej wyraźne syndromy wypalenia zawodowego odczuwa ponad 78 proc. pracujących Polaków!
Młodzi myślą inaczej
Nadziei na zmianę mentalności można na szczęście wypatrywać w przedstawicielach najmłodszego pokolenia. Według badania przeprowadzonego przez PARP, popularne zetki ponad karierę zawodową zdecydowanie stawiają życie prywatne i oczekują, że praca będzie dla nich środkiem do realizacji pasji. Mało tego, młodzi najbardziej cenią sobie u pracodawców sprawiedliwość (62 proc. wskazań), szacunek (59 proc.) czy tolerancję (55 proc.).
Przeczytaj też: Żyć jak Pan, czyli mokry sen Homo folvarkensis
Bardziej pragmatyczny obraz pokolenia Z pokazują z kolei dane zebrane przez Pracuj.pl. Zgodnie z nimi, młodzi pracownicy na pierwszym miejscu wprost stawiają wynagrodzenie (57 proc. wskazań), a na kolejnych pozycjach m.in. przyjazny zespół (29 proc.), work-life balance (28 proc.) i elastyczny czas pracy (24 proc.).
O wdzięczności za możliwość zaharowania się na śmierć jakoś nikt nie wspomniał. I nawet jeśli te oczekiwania są po części nierealne lub stanowią tylko wyraz młodzieńczej naiwności, to i tak pokazują, że stosunek do pracy się zmienia. I tej zmianie warto kibicować, bo leży ona w interesie wszystkich pracujących, niezależnie od wieku.
Pisząc ten artykuł korzystałem z następujących źródeł:
1. Kamil Janicki, Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa. Poznań 2021.
2. Polski Instytut Ekonomiczny: Work-life balance a elastyczne formy organizacji pracy
3. EUROSTAT
4. Hays: Nadgodziny 2023
5. CBOS: Związki zawodowe w Polsce
6. GUS: Partnerzy dialogu społecznego – organizacje pracodawców i związki zawodowe w 2022 r.
7. Bankier.pl: Polacy na granicy wypalenia zawodowego. „Problem będzie dalej narastał”
8. PARP: Rynek pracy, edukacja, kompetencje
9. Pracuj.pl: Pokolenie Z w pracy