Wybaczcie clickbaitowy tytuł. Oczywiście nie wiem, jaka scena w rodzimej kinematografii zasługuje na miano „najbardziej wstrząsającej”. Nie sądzę nawet, aby dało się to w ogóle stwierdzić. Chciałem tylko opowiedzieć o filmie, którego większość z Was pewnie nigdy nie widziała.
Mowa o filmie Szwadron, Juliusza Machulskiego. Obraz miał swoją premierę w odległym już roku 1993 i jest jedną z nielicznych produkcji opowiadających o powstaniu styczniowym. Co prawda ostatnio na ekrany trafił też „Powstaniec 1863”, ale o nim rozpisywał się nie będę. Z litości.
Szwadron, w największym skrócie, opowiada historię barona Fiodora Jeremina, carskiego oficera, który wraz z oddziałem dragonów skierowany został do tłumienia polskiego zrywu niepodległościowego. W głównej roli wystąpił Radosław Pazura, choć moim zdaniem jego postać wypadała bardzo blado na tle drugoplanowych kreacji stworzonych m.in. przez Janusza Gajosa, Jana Machulskiego, Franciszka Pieczkę czy Aleksandra Bednarza. Mniejsza z tym, nie mnie oceniać obsadę i fabułę. Każdy z Was może sam zobaczyć Szwadron i wyrobić sobie na jego temat zadanie.
Zgodnie z zapowiedzią, chciałem zwrócić Wasza uwagę tylko na jedną scenę, która moim zdaniem najdoskonalej opisuje tragizm folwarcznych relacji panujących między Polakami w XIX wieku. Nie będę się tu bawił w dramatopisarza i rozpisywał każdej, wypowiadanej przez bohaterów kwestii. Zdradzę tylko, że akcja dzieje się w wiejskiej karczmie, a w scenie uczestniczą:
- Wojtek – chłop, carski policjant
- Kula – chłop (i tyle o nim wiemy)
- Błażej – na oko przedstawiciel zubożałej szlachty, gorący polski patriota i łącznik rządu powstańczego, weteran wyprawy Napoleona na Moskwę
- Pułkownik Markowski – dowódca rozbitego oddziału powstańczego
- Franek Bała – chłop, powstaniec z rozbitego oddziału
- Rządca Petersigle – ekonom nadzorujący lokalny folwark.

„Od tegom chłop, żeby służyć”
Zaczyna się od tego, że Wojtek oznajmia zakończenie powstania. Nad upadkiem zrywu rozpacza Błażej, ale przerywa mu Kula, dla którego smutniejsze jest, że „te grunta, co nam komitetniki (czyli powstańczy Rząd Narodowy) nadały znowu nam będą odbierać”.
„Nie bójta się Kula” – odpowiada mu Wojtek. „Grunty wam nie odbierą, tak już zostanie, jak ten komitet warszawski ustanowił. Sam najjaśniejszy cesarz przyzwolił”.
W karczmie robi się tumult. Ktoś krzyczy „to i pańszczyzny nie będzie”, co spotyka się z szybką reakcją Błażeja: „no i Polski nie będzie”. Brutalnie szczery Kula kwituje to słowami „to już jak najjaśniejszy cesarz sobie przyuważy”.
Błażej uparcie próbuje tłumaczyć, żeby nie ufać carowi, ale jego wywody przerywa Wojtek, otwarcie grożąc aresztowaniem za „wygadywanie na najjaśniejszego cesarza”. Doprowadzony do pasji Błażej obrzuca policjanta stekiem wyzwisk i zarzuca mu zdradę oraz wysługiwanie się Rosjanom. „Od tegom chłop, żeby służyć” – słyszy w odpowiedzi.

„Jakeś ty był u Polaków”
I w tym momencie do karczmy wkracza Franek Bała. Opowiada o udziale w powstaniu i rozbiciu jego oddziału. Wyraźnie podkreśla przy tym, że walczył tylko dlatego, że został do tego zmuszony. Słysząc to wszystko znów uaktywnia się Wojtek, oświadczając że musi powstańca aresztować: „słuchaj Franek, jakeś ty był u Polaków i strzelał do ruskich. To musisz pójść ze mną do Opatowa”. Bała usiłuje się bronić, dochodzi do szamotaniny, ale ostatecznie zostaje pojmany. Przez innych chłopów.

„Nikt tu nie zamierza sprzeciwiać się rozkazom Rządu Narodowego”
Teraz do karczmy wpada Petersigle. W gwarnej izbie zapada grobowa cisza, przerwana jedynie zdawkowym „złapali bandytę, panie rządco”. Ekonom szybko rozpoznaje Franka Bałę i zaczyna tyradę: ”może chcesz wrócić do służby, ty chamska szyjo! Poczekaj ty polski wojaku, ja ci każę na gołym tyłku wygarbować dekret narodowy”.
I może nawet rządca strzeliłby Frankowi w łeb, gdyby do karczmy nie wtoczył się nagle pułkownik Markowski. Brudny, cały w łachmanach, ale bardzo stanowczy: „W imieniu Rządu Narodowego rozkazuję – niech nikt się nie waży tknąć tego żołnierza”. Petersigle, patrząc z pogardą na włóczęgę, szybko stwierdza „skończyły się rządy narodowe”, ale gdy tylko Markowski zostaje rozpoznany, zaraz zmienia zdanie: „nikt tu nie zamierza sprzeciwiać się rozkazom Rządu Narodowego” – stwierdza. I natychmiast ucieka.
Epilog
Na tym z grubsza scena w karczmie się kończy. Można się w niej doszukać jeszcze kilku smaczków, ale dla opowiedzianej w filmie historii nie mają one większego znaczenia. Warto jednak wspomnieć o dalszych losach dwóch postaci. Otóż Wojtek niedługo po akcji w karczmie napotka na swojej drodze tzw. nieznanych sprawców. Zostanie znaleziony martwy z przywieszonym u szyi napisem „śmierć zdrajcom”. O sobie przypomni też rządca, który da się poznać jako wierny poddany cara, bijący uniżone pokłony rosyjskim oficerom. Bardzo elastyczny człowiek.

I co z tego wszystkiego wynika?
Opisany fragment Szwadronu mógłby być inspiracją dla dłuższego wpisu o przyczynach upadku polskich powstań w XIX wieku. Temat ten został już jednak przewałkowany przez historyków tak bardzo, że nie ma potrzeby, abym i ja się nad nim teraz pochylał. Moim zdaniem ważniejsze jest to, że scena w karczmie w jaskrawy sposób pokazuje folwarczną naturę polskiej mentalności. Mam tu na myśli schizofreniczne pomieszanie Pana z Chamem, które sprawia, że wielu z nas równocześnie chce służyć i mieć sługi. Że uniżenie godzi się z pogardą i gardzi innymi.
Spójrzmy jeszcze raz na takiego Wojtka. To polski chłop i jednocześnie wierny poddany cara. Ochoczo wydaje powstańców w ręce Rosjan i mówi o walce „u Polaków”, ale w obecności Markowskiego nie wypowiada nawet słowa. Grozi Błażejowi aresztowaniem, ale przyciśnięty do muru stwierdza, że żyje po to, aby służyć. Komu? To chyba nie ma dla niego większego znaczenia. Ważne, aby mieć chociaż trochę władzy nad innymi.
A rządca Petersigle? Gnoi Franka Bałę, szydzi z jego udziału w powstaniu i nie ma za grosz szacunku dla włóczęgi. Kiedy jednak okazuje się, że ten ostatni to Markowski, natychmiast staje się posłuszny. Później płaszczy się też przed Rosjanami. Sam gubi się w swojej służalczości i nie wie, któremu panu ma bić pokłony. Jest jednak pewien, że chłop to tylko „chamska szyja”.
Akcja Szwadronu dzieje się w XIX wieku, ale czy tego typu postawy są już tylko reliktem przeszłości? Obawiam się, że nie i że będą z nami jeszcze bardzo długo. Pisałem o tym m.in. w tekście o menedżerach z pańszczyźnianym kompleksem, materiale o Januszach biznesu oraz wpisie na temat zawodowego dożywocia.
Przykłady folwarcznej mentalności można by zresztą przywoływać jeszcze długo, ale przecież nie o to chodzi. Porażający jest fakt, że nadal jest to możliwe! Dlaczego, pomimo upływu 160 lat od zniesienia pańszczyzny, nadal nosimy w sobie jej ślady? Czy kiedykolwiek będziemy w stanie przepracować niewolniczy kompleks? Przyznam bez bicia, że nie znam odpowiedzi na te pytania. Ale może kiedyś mnie olśni i coś na ten temat napiszę.
Strona główna • Historia •