To najtrudniejszy z tekstów, jakie do tej pory napisałem na Pańszczyźnie. Być może jest trochę niesprawiedliwy i niektórzy poczują się nim urażeni. Zapewniam, że nikomu nie chciałem sprawić przykrości. Jak zawsze zależało mi tylko na skłonieniu Was do refleksji. Czy mi się udało? Oceńcie sami.
Pozwólcie, że zacznę od osobistego wyznania. Otóż, jestem szczęściarzem! Urodziłem się, wychowałem i całe dotychczasowe życie spędziłem w dużym mieście. Już na starcie miałem łatwiej niż ludzie pochodzący ze wsi i małych miasteczek. Chodziłem do lepszych szkół i lekarzy, na wyciągnięcie ręki miałem kina, kluby sportowe, muzea czy domy kultury. Podczas studiów nie musiałam pracować (ale pracowałem), nigdy też nie wynajmowałem mieszkania. W dorosłym życiu mam dostęp do większej liczby ofert zatrudnienia, a czas wolny mogę spędzać na tysiąc różnych sposobów.
Wsie i powiatowe miasta kojarzą mi się głównie z… wakacjami. Wielu rzeczy, będących codziennością dla ich mieszkańców, nigdy nie doświadczyłem i zwyczajnie nie rozumiem. Być może z niektórymi prowincjonalnymi problemami nie potrafiłbym sobie poradzić. Pod względem urodzenia los był dla mnie bardzo łaskawy. Właśnie dlatego zawsze doceniałem trud ludzi, którzy postanowili (lub byli do tego zmuszeni) porzucić swoją rodzinną miejscowość i szukać lepszego życia w dużym mieście.
Niestety, przeprowadzka nie zawsze wiąże się z chęcią rozwoju. Co mam na myśli? Zanim odpowiem, znów pozwolę sobie na dygresję. Tym razem historyczną.
Jedna wielka wieś
Szlachta w dawnej Polsce przez kilkaset lat uważała, że jedynie słuszną formą gospodarki jest folwarczne rolnictwo. Jaśniepanowie uznawali wszelki handel oraz większość rzemiosł za zajęcia niegodne i głęboko gardzili miastami. Takie samo przekonanie wbijali do głowy także chłopom. Przedrozbiorowa Rzeczypospolita nigdy nie stworzyła w związku z tym rynku opartego na pieniądzu i do końca swojego istnienia uparcie trzymała się prymitywnej ekonomii, bazującej na wymianie płodów rolnych. W XVIII wieku, gdy Zachód stanął u progu rewolucji przemysłowej, nad Wisłą wciąż dominowało oranie pola chłopem, a najbardziej zaawansowanym urządzeniem agrotechnicznym był drewniany pług.
Mówiąc prościej – przez całe stulecia Polska była jedną wielką wsią i aż do połowy XIX wieku większość naszych miast pozostawała zapadłymi dziurami. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero wtedy, gdy wynędzniali chłopi i panowie bez majątków nie mieli już innego wyjścia niż porzucić życie na roli. Udali się zatem do miast, ale wciąż uznawali je za zło konieczne. Nie widzieli w nich ośrodków rozwoju, lecz prawdziwą Sodomę i Gomorę. W kolejnych dziesięcioleciach (szczególnie po II wojnie światowej) stosunek do tych gniazd zepsucia bardzo się zmienił, ale kompleks polskiej wsi absolutnie nie zniknął. Nawet dzisiaj sprawia, że przybysze z prowincji często przywożą ze sobą kompletnie odrealnione wyobrażenie życia w mieście. I zupełnie się w nim nie odnajdują.
„Z małego miasta wielkie sny atakują twoje ulice”
Prowincjonalnych złudzeń i rozczarowań nikt chyba nie opisał lepiej niż Dawid Podsiadło w piosence „Małomiasteczkowy”. Słuchając jej tekstu można wczuć się w los człowieka z małego miasta, skonfrontowanego w pewnym momencie życia z betonową dżunglą i własnymi słabościami.
Przez chwilę czułem się jak Bóg, przez chwilę byłem królem w mieście
Na początku miejski moloch bardzo mu imponuje. Zachwyt wzbudzają szklane biurowce, galerie handlowe, siłownie, kluby czy restauracje z egzotycznym jedzeniem. Jest głęboko przekonany, że ludzie z miasta korzystają z tych wszystkich dobrodziejstw 24 godziny na dobę i chce być jak oni. Zaczyna więc naśladować wielkomiejski ideał, który istnieje tylko w jego wyobraźni. Jeśli nie starcza mu pieniędzy, do głosu dochodzi staropolska zasada „zastaw się, a postaw się”. Wiele rzeczy można mieć przecież na kredyt.
Przeczytaj też: Żyć jak Pan, czyli mokry sen Homo folvarkensis
Podszyty prowincjonalnym kompleksem konsumpcjonizm przyjmuje czasem wręcz karykaturalne formy, manifestujące się np. krzykliwym ubiorem lub obwieszaniem się rozmaitymi gadżetami. Towarzyszy mu często bezmyślny pęd za wszystkim, co w opinii przyjezdnego jest modne. Może to dotyczyć diety, uprawianego sportu, kierunku wakacyjnych wyjazdów, a nawet wyznawanych poglądów. Ważne, żeby żyć jak miastowi.
Pamiętam, bardzo chciałem tu być, na pewno dużo bardziej niż dzisiaj
Proza życia szybko studzi jednak wszelkie ekstrawagancje. Gdy fascynacja wielkim miastem mija, przybysz często wraca do typowo prowincjonalnego stylu życia. Jest szybki ślub z hucznym weselem i licznie zaproszonymi wujkami. Niedługo później dziecko i kredyt na trzydzieści lat. Z reguły na deweloperskie mieszkanie na osiedlu ze słowem „residence” w nazwie, ale prawdziwym marzeniem i tak pozostaje… dom na wsi. Tak czy inaczej wszędzie musi być blisko, jak w rodzinnej miejscowości. Do sklepu i do pracy – tej jednej na całe życie.
Przeczytaj też: Folwarczne love story
Dlaczego wszystko sztuczne aż tak, że napromieniowane mi świeci?
Trzeba stąd wyjechać, bo strach, że wszystko przejdzie na moje dzieci
Z czasem nawet te atrakcje mogą jednak obrzydnąć i górę zaczyna brać mentalne przywiązanie do ziemi. Zamiast zmienić sposób myślenia i styl życia, wielu przybyszów decyduje się na powrót do rodzinnych miejscowości. Wybierają zaściankową codzienność, która może i jest pozbawiona perspektyw, ale za to przewidywalna i niewymagająca głębszej refleksji. Któryś z dawnych kolegów lub jakiś wujek pomoże znaleźć pracę i jakoś to będzie. Jakoś było tutaj przecież od zawsze. Kiedyś mawiało się, że chłop ze wsi wyjdzie, ale wieś z chłopa nigdy. I prawda ta wciąż bywa niestety aktualna.
Przeczytaj też: Skazani na zawodowe dożywocie
Strona główna • Społeczeństwo •
Mnie duże miasta mierżą. Szybko, głośno i drogo. Przemieszkałem trochę czasu w dwóch stolicach, parę innych odwiedziłem turystycznie i wszędzie wrażenia były podobne. Większość dzieciństwa spędziłem na wsi, teraz po pięćdziesiątce udało mi się znów wrócić na wieś i dobrze mi z tym. A małe miasteczko jest fajne, bo jest blisko mojej wioski
Naprawdę dobrze napisane. Wielu osobom wydaje się, że posiadają odpowiednią wiedzę na ten temat, ale zazwyczaj tak nie jest. Stąd też moje pozytywne zaskoczenie. Po prostu super artykuł. Będę polecał to miejsce i regularnie odwiedzał, by poczytać nowe rzeczy.
Bardzo dziękuję za dobre słowo. Postaram się trzymać poziom 😉