HR. Obrońcy współczesnej pańszczyzny?

Praca
HR. Obrońcy współczesnej pańszczyzny?

Tak się dziwnie składa, że znaczną część czytelników mojego bloga stanowią przedstawiciele branży human resources. Najnowszy wpis powstał specjalnie dla Was! Chciałbym opowiedzieć w nim, co myślę o „zarządzaniu zasobami ludzkimi”, bo moja opinia w tej kwestii jest kategoryczna i jednoznaczna: to zależy 😉

Na początek krótkie ogłoszenie organizacyjne. Poniższy tekst będzie połączeniem horroru, dramatu psychologicznego i science fiction. Zacznę co prawda od trzęsienia ziemi, ale w przeciwieństwie do Hitchcocka, dalej będzie już tylko lepiej. Brudy trzeba prać na początku i mieć to za sobą.

HorroR

Nie jest żadną tajemnicą, że branża HR nie cieszy, delikatnie mówiąc, najlepszą renomą. Bardzo często problem ten ma swoje źródło już na etapie rekrutacji, kiedy kandydaci po raz pierwszy zderzają się ze stereotypową Anetką lub Żanetką (imiona możecie sobie wstawić dowolne). Nie dość, że nie mają one bladego pojęcia o wakującym stanowisku, to jeszcze zadają głupawe pytania i zmuszają ludzi do wypełniania absurdalnych psychotestów w stylu „jakim drzewem jesteś?”. Zachowują się przy tym jak bezrozumne automaty do wypełniania ankiet i wygłaszania tandetnych formułek na temat świetności firmy.

Po podjęciu pracy bywa niekiedy jeszcze gorzej, bo szybko okazuje się, że realia stanowiska nijak mają się do ustaleń podjętych podczas naboru, a Anetka z Żanetką zwyczajnie kandydata okłamały. Nic dziwnego, bo zarządzanie zasobami ludzkimi często sprowadza się do sekciarskiej manipulacji, której jedynym celem jest wytresowanie posłusznej i biernej masy pracowniczej, skłonnej harować za możliwie najniższe wynagrodzenie oraz kolorowe paciorki nazywane benefitami.

Działy HR osiągają ten cel poprzez notoryczne blokowanie awansów i podwyżek oraz dorabianie do tego dziwnych opowieści. Na przykład o złej sytuacji finansowej lub kryzysie, które utrzymują się tak długo, że firma już dawno powinna znaleźć się pod opieką syndyka. Proceder ten ukrywany jest również pod płaszczykiem dziwacznych szkoleń z rozwoju osobistego, imprez integracyjnych lub owocowych czwartków. Popularnym trendem w branży HR są też webinary o wellbeingu i fundowane przez firmę konsultacje z psychologiem, a nawet psychiatrą. Zamiast zmniejszać presję i cywilizować stosunki panujące w pracy, lepiej przecież mamić ludzi kolejnym benefitem. Tylko czekać, kiedy jeszcze jednym „świadczeniem pozapłacowym” staną się wyprawki pogrzebowe dla pracowników, którzy zatyrali się na śmierć.     

Dramat psychologiczny

Ale przecież Anetka z Żanetką nie robią tego wszystkiego (na ogół) dla własnej przyjemności. One także realizują zlecone im zadania i same podlegają niekorzystnej dla pracowników oraz kandydatów polityce niektórych firm. W udziale przypadają im niekończące się rekrutacje, które nigdy nie przynoszą rozstrzygnięcia, bo każdy kandydat jest zły. Jeśli jedynym kryterium wyboru jest najniższe możliwe wynagrodzenie, na nic zdają się ich rekomendacje oparte na wiedzy i doświadczeniu potencjalnego pracownika. Nie zawsze też dysponują pełnią wiedzy na temat  stanowiska, którego dotyczy nabór. I muszą sobie z tym wszystkim radzić.

Męczy je także HR wewnętrzny, który potrafi sprowadzać się do ciągłego tłumaczenia, że pieniędzy nie ma i nie będzie lub że awans jest niemożliwy ze względu na „obiektywne przyczyny biznesowe”. Anetka z Żanetką doskonale wiedzą, że nie jest to prawda. Mają też pełną świadomość, że wiele szkoleń nie ma najmniejszego sensu, a firmowe spotkania lub wyjazdy bardziej przypominają pijackie libacje, niż jakąkolwiek integrację. I że najwymyślniejsze nawet benefity nie zastąpią dobrej pensji oraz możliwości rozwoju.

Przeczytaj też: Rekrutacja, czyli akt łaski zatrudnienia

Tyle tylko, że z tej wiedzy nic nie wynika. Bo dział HR jest tylko trybikiem w firmowej machinie i musi wykonywać płynące gdzieś z góry polecenia. Anetka z Żanetką są tym faktem sfrustrowane, ale w oczach innych i tak cieszą się opinią pasożytów, których głównym zajęciem jest kupowanie ciastek do sali konferencyjnych. Odreagowują więc swoją złość na kandydatach lub współpracownikach i błędne koło wzajemnej niechęci się zamyka.

Science fiction

A przecież może i powinno być inaczej, bo to właśnie działy HR mogą odegrać największą rolę w poprawianiu warunków pracy. Anetka i Żanetka lepiej niż ktokolwiek znają potrzeby pracodawców i pracowników oraz specyfikę pracy w wielu branżach. Mają też rozległe sieci kontaktów i dostęp do najlepszych profesjonalistów w najróżniejszych dziedzinach. Dzięki nim są w stanie zapewnić przewagi konkurencyjne niemal każdej firmie.

Przeczytaj też: Jak wytresować posłusznego niewolnika

Ich zamiłowanie do psychologii może być z kolei wykorzystane do rozwiązywania konfliktów, wsparcia w sytuacjach kryzysowych oraz budowania wśród ludzi prawdziwego, a nie opartego na manipulacji, zaangażowania w pracę. Kreowanego przez rzetelny onboarding, precyzyjne określenie ścieżki kariery i płynną sukcesję stanowisk.

Działy HR mogą wreszcie zadbać o systematyczny wzrost wynagrodzeń, przestrzeganie prawa pracy i procedur antymobbingowych. A wszystko to oczywiście w idealnym świecie, w którym pracownik nie jest tylko kosztem, kodeks nie służy wyłącznie do deptania, a przemoc i dyskryminacją nie są zamiatane pod dywan.

Tylko czy taki idealny świat istnieje?

Strona głównaPracaHR. Obrońcy współczesnej pańszczyzny?

5/5 - (3 votes)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *