Praca w krainie Nie Wiem

Praca

Jednym z objawów folwarcznego syndromu jest przekonanie, że pracę można wykonywać nie mając o niej bladego pojęcia. Czasem problem ten dotyka pojedynczych jednostek, ale zdarza się, że jest w firmie przypadłością powszechną lub wręcz normą. „Kariera” w takim miejscu jest niepowtarzalnym doświadczeniem.

Zanim odwiedzimy tytułową krainę masowego nieogarnięcia, cofnijmy się na chwilę do wieku XVIII. Niemieccy pisarze polityczni ukuli wtedy pojęcie polnische Wirtschaft, oznaczające dosłownie polską gospodarkę (lub gospodarowanie). W swoim pierwotnym znaczeniu odnosiło się ono do porządków panujących w upadającej I Rzeczpospolitej. Przy jego pomocy opisywano anarchię, bałagan i niemoc charakteryzujące ówczesny polski ustrój polityczny. Termin ten nawiązywał również do stosunków ekonomicznych, których symbolem był bezproduktywny folwark oraz panujące w nim bieda, brud czy pijaństwo.

Lista patologii kryjących się pod wspomnianym hasłem była oczywiście znacznie dłuższa. Polsce niosły one nieuniknioną zagładę, a dla zaborców stanowiły gotowy argument na rzecz rozbiorów.  I tylko szlachta, jak zwykle, w niczym nie widziała problemu. Ot, złośliwa propaganda i kolejny objaw zazdrości wobec złotej wolności. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy z historii. Gorzej, że polnische Wirtschaft ma się całkiem dobrze także współcześnie.

Wyjebka na wszystkich szczeblach

Polski bałagan może występować w niewielkich spółkach, państwowych urzędach czy rodzimych oddziałach wielkich korporacji. Dla potrzeb tego wpisu posłużymy się przykładem tzw. firmy rodzinnej (zwanej czasem Januszeksem), ale rodzaj organizacji ma tu znaczenie drugorzędne. Ważniejsze jest źródło zamętu, które tkwi oczywiście w postpańszczyźnianej mentalności i objawia przekonaniem, że jedynym celem pracy jest wykorzystywanie innych i że nie wymaga ona żadnej wiedzy. Postawa taka ma klika wariantów, różniących się w zależności od stanowiska, lecz reprezentowana jest na każdym poziomie firmowej hierarchii.

Janusz. Nie wie, bo jest właścicielem

A właściciel nie jest od tego, żeby cokolwiek wiedzieć. Rolą Janusza jest wyłącznie liczenie pieniędzy, które firma ma zapewnić jemu, jego rodzinie i znajomkom. Dokładnie tak samo, jak w dawnym folwarku, który istniał tylko po to, aby zaspokoić potrzeby jednego rodu. Dla właściciela nie ma też znaczenia, że firma liczy raptem kilku lub kilkunastu pracowników. To wcale nie jest powód, żeby się w czymkolwiek orientować. Wręcz przeciwnie. Fakt ten można wykorzystać w celu… upowszechnienia niewiedzy. Niewielka firma nie wymaga przecież procedur, oddzielnych zespołów czy podziału obowiązków. Jakoś to będzie – niech się wszyscy jakoś dogadają i cieszą, że w ogóle mają pracę.

Przeczytaj też: Opowieść o Januszu, co na obcego robił nie będzie

Manager. Nie wie, bo jest managerem (i kolegą Janusza)

Większym ogarnięciem nie wykazują się również liczni w firmie szefowie – współcześni odpowiednicy dawnych ekonomów i karbowych. Ich wiedza jest odwrotnie proporcjonalna do liczebności, ale ze względu na rozmaite koligacje z Januszem nie jest właściwie wymagana. Manager niczego rozumieć nie musi, bo od tego ma ludzi. To oni mają się domyślać o co chodzi szefowi i czym właściwie zajmuje się firma. Problemy w pracy rozwiązują się same na niższych szczeblach służbowej drabiny. Wystarczy np. odbić dalej maila i nie trzeba nawet wiedzieć, na czym polega projekt, którym się zarządza. Na pytania też odpowiadać nie trzeba, bo co to w ogóle za pomysł, żeby pracownik o coś pytał?! Ma wiedzieć i już, a jeśli nie wykazuje zdolności jasnowidzenia, zawsze można go postraszyć zwolnieniem.

Przeczytaj też: Folwark manager, czyli szef udający pana

Pracownik. Nie wie, bo jest w robocie (i nikt inny też nie wie)

Zatrudnieni w Januszeksie szeregowcy też wiedzą nie grzeszą. Raz, że nie mają od kogo jej zdobyć, a dwa – demoralizuje ich płynący z góry przykład. Skoro bez żadnych kwalifikacji można firmą kierować, tym bardziej da się w niej pracować. Zresztą praca, a raczej „robota”, to i tak zło konieczne. Trzeba ją mieć, żeby zarobić na kolejny miesiąc życia, ale czy warto zastanawiać się nad jej sensem. Niech o szczegóły martwią się inni. Szefowi naopowiada się bzdur (i tak nic nie rozumie), a kłopotliwe tematy wciśnie komu innemu. Pewnie nawet się nie zorientuje. Dla dzisiejszego chłopa wciąż najważniejsze jest to, żeby robić, ale się nie narobić.

Przeczytaj też: Skazani na zawodowe dożywocie

I nagle wkracza nowy

Wyobraźmy sobie teraz, że w tej baśniowej krainie pojawia się nagle nowy pracownik. Taki, załóżmy, ambitny idealista. Może zaraz po szkole, chcący robić jakąś karierę. Na jakikolwiek onboarding raczej liczyć nie może, a ustalenie podstawowych faktów szybko zaczyna mu przypominać działalność dochodzeniowo-śledczą. Nikt nic nie wie, niczego nie pamięta. Każdy ma za to inną teorię i odsyła do kogoś innego. Niezrażony młokos zaczyna mimo to działać, lecz ma to dla niego smutne konsekwencje. Jeśli coś mu się uda, spotyka go ostracyzm. Jeżeli coś zawali – z miejsca słyszy gremialne „a nie mówiłem” i tonie w fali krytyki. Po kilku takich przygodach młody odchodzi szukać szczęścia w innych krainach. Albo się dostosowuje i sam dochodzi do przekonania, że żadna wiedza nie jest mu w pracy potrzebna. Firma to nie akademia. Tu się na życie zarabia, a nie filozofuje!    

Przeczytaj też: Dlaczego folwark był (i jest) słabym biznesem

Strona głównaPracaPraca w krainie Nie Wiem

5/5 - (1 vote)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *