Co umowy śmieciowe mają wspólnego z pańszczyzną

HistoriaPraca

Relikty pracy folwarcznej zachowały się nie tylko w personalnych relacjach między szefami i ich podwładnymi. Są też obecne w stosunkach czysto formalnych, dotyczących na przykład umów o pracę. A mówiąc bardziej precyzyjnie – w braku takich umów.

Zanim odpowiem na pytanie postawione w tytule, pozwólcie proszę, że wrócę na moment do tekstu pt. Skazani na zawodowe dożywocie. Opisywałem w nim, na czym polegało przywiązanie chłopa do ziemi i jaki był jego wpływ na kształtowanie się polskiego stosunku do pracy. Dzisiaj chciałbym ten wątek rozwinąć i przeanalizować z trochę innej strony.

To, że pańszczyźniany chłop był niewolnikiem i nie mógł opuszczać należących do pana włości nie oznaczało bowiem, że należało mu się konkretne pole czy chałupa. Otóż chłopu nie należało się absolutnie nic, a właściciel folwarku mógł w dowolnej chwili wyrzucić swego poddanego z domu, przenieść go do innej wsi lub sprzedać razem z gruntem. Normą było też to, że chłop wylatywał ze swojej chałupy tylko dlatego, aby zrobić miejsce dla… innego chłopa. Bo taki był szlachecki kaprys.

Celem takich zabiegów było utrzymywanie włościan w stanie wiecznej niepewności i strachu o przyszłość. To się szlachcie rzeczywiście udawało, ale ciągłe zawieszenie miało też poważne skutki uboczne. Chłopi pracowali źle nie tylko na pańskim, lecz także na „swoim”. Nauczeni żyć tu i teraz kompletnie nie dbali o zabudowania, inwentarz oraz ziemię. Bo właściwie czemu mieliby to robić, skoro w każdej chwili mogli wszystko stracić? Dodając do tego fakt, że szlachta też troszczyła się wyłącznie o swoje pałace, efekt mógł być tylko jeden. Była nim powszechna nędza całej Rzeczpospolitej.

Przeczytaj też: Największy dramat w historii Polski

U pana na śmieciówce

Filozofia ciągłej prowizorki ma się dobrze również dzisiaj, a przykładem jej zastosowania są m.in. firmy nadużywające wspomnianych już śmieciówek. Z tzw. elastycznych form zatrudnienia korzysta ok. 65 proc. polskich przedsiębiorstw, a dane GUS pokazują, że pod koniec 2023 r. na podstawie różnych umów cywilnoprawnych pracowało w Polsce ponad 2,3 mln ludzi, czyli 13 proc. wszystkich osób czynnych zawodowo. Czy to dużo? Sporo, choć trzeba uczciwie przyznać, że sytuacja się poprawia. Jeszcze dwa lata temu na śmieciówkach zatrudnionych było aż 20 proc. pracujących, co stanowiło jeden z najgorszych wyników w Europie. Dziś jesteśmy pod tym względem unijnym średniakiem i wyprzedzają nas m.in. takie kraje jak: Francja, Portugalia (14 proc.), Hiszpania, Czechy (18 proc.), Bułgaria (19 proc.) i Rumunia (20 proc.).

Bezzasadne i celowe nadużywanie umów śmieciowych pozbawia pracowników nie tylko prawa do urlopu czy składek na ubezpieczenie społeczne. Podobnie jak w dawnych folwarkach potrafi też pełnić funkcję, nazwijmy to, psychologiczną. Przedsiębiorcy dotknięci pańszczyźnianym syndromem są bowiem święcie przekonani, że ciągła tymczasowość jest najlepszym sposobem na zapewnienie sobie lojalności podwładnych. Że zmuszając pracowników do comiesięcznego podpisywania nowej umowy i budując w firmie atmosferę wiecznego zagrożenia zmotywują ludzi do posłuszeństwa i wierności.

Przeczytaj też: Opowieść o Januszu, co na obcego robił nie będzie

Czasem takie podejście faktycznie działa, ale coraz częściej przynosi efekt dokładnie odwrotny. Dla wielu osób każdy sygnał o niestabilności firmy (prawdziwy lub sztucznie wykreowany) stanowi raczej impuls do zmiany miejsca zatrudnienia. Niepewność i brak perspektyw są też czynnikami demotywującymi do wszelkiej pracy. Dowodzą tego m.in. badania przeprowadzone przez Pracuj.pl na przedstawicielach tzw. pokolenia Z. Młodzi ludzie są tu dobrym przykładem, ponieważ to właśnie oni najczęściej zaczynają swoje kariery w branżach zdominowanych przez umowy śmieciowe – w gastronomii i sektorze prac fizycznych. Rezultat jest taki, że aż 32 proc. „Zetek” spędza u swego pierwszego pracodawcy maksymalnie 3 miesiące. Później też jest bardzo ciekawie, bo z młodych wręcz wylewa się niechęć do pracy. Tylko 35 proc. badanych wyraziło opinię, że zaangażowanie w obowiązki służbowe może się opłacać. 45 proc. przyznało, że wykonuje w pracy wyłącznie podstawowe zadania, a 47 proc. stwierdziło, że praca nie stanowi dla nich ważnego elementu życia. Wypisz, wymaluj mentalność chłopa pańszczyźnianego. Wykonać plan minimum i robić tak, aby się przypadkiem nie narobić. Z pracy i tak nie ma przecież żadnych korzyści.

Pocieszające w całej sytuacji jest jednak to, że ci sami młodzi ludzie bardzo aktywnie poszukują lepszych perspektyw zawodowych. Badanie Pracuj.pl pokazało, że za nowym pracodawcą rozgląda się 56 proc. ankietowanych. Dla połowy z nich najważniejszą motywacją do zmiany są lepsze zarobki. Na liście powodów znalazły się m.in. także: chęć przebranżowienia (17 proc. wskazań), niedocenienie w obecnej firmie i zła atmosfera (po 13 proc.). Jak widać, nadmierna elastyczność wcale nie musi sprzyjać lojalności.

Możliwość zakończenia współpracy w każdej chwili i bez wypowiedzenia nie jest przecież przywilejem wyłącznie pracodawcy. Może z niej skorzystać także zatrudniony na śmieciówce pracownik. Wystarczy, że ktoś zaproponuje mu etat lub chociażby trochę lepsze zarobki za tę samą lub porównywalną pracę. Sekciarska manipulacja, bazująca na filozofii „ciesz się, że w ogóle masz robotę, bo za miesiąc możesz nie mieć”, potrafi być skuteczna, ale żadna socjotechnika nie zmieni faktu, że pracownicy nie są już przywiązani do jakiegokolwiek folwarku. Choć pewnie wielu rodzimych biznesmenów bardzo z tego powodu ubolewa.


Pisząc ten artykuł korzystałem z następujących źródeł:

1. Kacper Pobłocki, Chamstwo. Wołowiec 2021.
2. GIGbarometr – barometr elastyczności rynku pracy
3. Główny Urząd Statystyczny
4. Pracuj.pl


Strona głównaPracaCo umowy śmieciowe mają wspólnego z pańszczyzną

5/5 - (3 votes)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *